sobota, 1 lutego 2014

Rozdział XXXI

CZYTASZ -----> KOMENTUJESZ


Obudziłam się wtulona w mojego chłopaka. Boże jak ja go kocham! Słodko wygląd jak tak sobie śpi. I jak tu nie kochać? Patrzyłam na jego klatę, która unosiła się jednomiernie. Jednocześnie przypomniał mi się wczorajszy wieczór. Było cudownie. Cieszę się, że zrobiłam to. Patrzyłam jeszcze chwilę dopóki do pokoju nie wparował Niall. Co on tu robi? Jak w ogóle wszedł do domu?
- Jedzonko czeka! - krzyknął uradowany.
- Zamknij się, bo Li się obudzi - szepnęłam.
- Nie musisz. Już nie śpię od paru minut - oznajmił chłopak jednocześnie otwierając oczy. Mogłam w nie patrzeć godzinami.
- Ale jak to? Przecież spałeś - odparłam zdziwiona.
- Udawałem - powiedział i cmoknął mnie w policzek.
- Jak już mówiłem chodźcie jeść, ale lepiej najpierw na siebie coś włóżcie - powiedział patrząc na nas znacząco i wyszedł.
- Idę się ubrać - powiedziałam wychodząc z łóżka. Jednak nie było mi to dane, bo chłopak przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować moją szyję.
- Liaś, muszę się ubrać - powiedziałam. Chłopak mnie puścił, więc wyszłam i ruszyłam w stronę toalety. Wskoczyłam pod prysznic. Nie mogę powiedzieć, że nic mnie nie boli. Boli jak cholera, ale muszę jakoś przeżyć. Po dokładnym umyciu ciała, wyszłam z pod prysznica i owinęłam swoje ciało ręcznikiem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zorientowałam się, że nie wzięłam ubrań. W myślach waliłam swoją głową w ścianę. Szybko wparowałam do pokoju. Na mój widok Liamowi oczka zaczęły się święcić. Zachichotałam pod nosem i wzięłam się za wybieranie rzeczy. Zdecydowałam się na to :


Miałam już wrócić do pomieszczenia, żeby się ubrać, ale nie było mi to dane. Liam odwrócił mnie do siebie i wpił się w moje usta. Byliśmy tak zatraceni w pocałunku, że nie zauważyliśmy, że ktoś wszedł do pokoju. Był to Hazz.
- Myślałem, że Niallowi się coś przewidziało - powiedział. Po tych słowach oderwaliśmy się od siebie.
- O co ci chodzi? - spytał Liam.
- O nic, o nic. Pogwałcicie się wieczorem, a teraz się ubierzcie i na dół na śniadanie - powiedział i wyszedł.
- No mam nadzieję - powiedział Li i śmiesznie poruszył brwiami. Na słowa chłopaka zaczęłam się śmiać. Nie mogłam opanować śmiechu. Jednak po chwili spoważniałam i poszłam się ubrać. Potem uczesałam włosy w koka, po czym zrobiłam lekki makijaż. Po wyjściu z łazienki zauważyłam, że chłopaka nie ma w pokoju. Chciałam już wyjść z pokoju, ale zza kanapy wyskoczył Li.
- Buu!! - krzyknął. Wystraszył mnie tak, że aż pisnęłam.
- Chcesz żebym zawału dostała? - spytałam zakładając ręce na piersi.
- Oj przepraszam - powiedział i mnie pocałował. Znów ktoś wszedł do pokoju.
- Znowu?! Czy wy nie wytrzymacie chociaż chwili. Chociaż nie róbcie tego na moich oczach - krzyknął Hazz. O co mu chodzi? Już chłopaka nie mogę pocałować.
- Już schodzimy na te śniadanie - powiedziałam idąc w kierunku schodów. W mojej kuchni siedziało resztę 1D.
- Siema chłopaki - przywitałam się.
- Hej - powiedzieli. Usiadłam koło Zayna i Nialla, i wzięłam się za jedzenia śniadania. Chłopacy przez cały czas patrzyli to na mnie lub na Liama.
- Dobra chłopaki. Przyznać się o co wam chodzi? - spytałam, bo ten ich wzrok zaczął mnie wkurzać.
- Co robiliście po wyjeździe Paula i Jennifer? - spytał Lou. Na serio? Zaczęłam się śmiać. Nie mogłam wytrzymać, aż zakryłam twarz dłońmi.
- Dobrze się czujesz Lauro? - spytał Niall.
- Tak dobrze. Tylko film oglądaliśmy - odparłam. Nagle chłopacy zaczęli się śmiać. Teraz oni?!
- O co wam chodzi? Wszystko dobrze?! - zaczęłam się porządnie o nich martwić.
- TYLKO film oglądaliśmy - powiedział Zayn, podkreślając słowo tylko.
- No a niby co mieliśmy robić - powiedziałam i czułam, że moje policzki nabierają czerwonego koloru.
- Nie wierzę, że byliście aż tak grzeczni. Na przykład mogliście ... - nie dokończył, bo mu przerwałam.
- Lepiej nie kończ - krzyknęłam, a chłopcy byli jeszcze bardziej rozbawieni.
- Może zaczniemy planować imprezę, co? W końcu Amanda wychodzi jutro, a my prawie nic nie mamy - powiedział. Dziękuję ci kochanie za wybawienie od tej konwersacji! Uśmiechnęłam się do niego.
- Dobra. To ja mogę ... - tak zaczęliśmy planować, kto co ma zrobić. Ja musiałam ją jakoś sprowadzić do domu Horanka. Mam nadzieję, że wszystko wypali. Porozmawialiśmy jeszcze trochę na ten temat, a potem Lou odebrał telefon i okazało się, że muszą jechać do studia. Chcieli, żebym pojechała z nimi, ale oznajmiłam, że pojadę do Amandy do szpitala. Po wyjściu chłopaków zamówiłam taksówkę. Przyjechała po 5 minutach. Wskazałam kierowcy adres i po 15 minutach byłam przed budynkiem. Podziękowałam oraz zapłaciłam należną sumę pieniędzy. Kierowałam się z uśmiechem w stronę sali Am. Dawno u niej nie byłam. Może, to przez te wspomnienia?! Nie wiem. Gdy weszłam do pokoju, to dziewczyny nie było. Pobiegłam do pielęgniarki.
- Gdzie jest Amanda Higgins? - spytałam zdenerwowana.
- Proszę się uspokoić. Poszła na ostatnie badania przed wypisem do domu. Lekarz musi mieć pewność, że wszystko jest już z nią dobrze
- powiedziała z uśmiechem 30-letnia kobieta. Po tych słowach odetchnęłam z ulgą. Już myślałam, że jej stan znów się pogorszył.
- Dobrze, dziękuję - odrzekłam i wróciłam do sali, aby tam na nią poczekać. W tym czasie bawiłam się telefonem, bo ciekawszego zajęcia nie znalazłam. Po 15 minutach Am wróciła z badań.
- Hej. Jak się czujesz? - spytałam siadając na krześle koło łóżka.
- Hej. Wspaniale. A chłopacy też są? - spytała z nadzieją w głosie.
- Są w studiu. Jutro się spotkasz z nimi, bo gdy cię wypiszą, to jedziemy do Horanka, bo muszą jechać w trasę i chcą się pożegnać - dziewczyna posmutniała. Nie chciałam, ale musiałam skłamać z tą trasą, żeby przypadkiem nie domyśliła się niczego.
- Nawet w urodziny musi wyjeżdżać - powiedziała ze smutkiem. Nie chciałam tego, gdybym wiedziała, to wymyśliłabym coś innego. Następnym razem dwa razy pomyślę zanim coś powiem.
- Nie smuć się. Wytrzymasz ten miesiąc - powiedziałam.
- Miesiąc! - krzyknęła. Chyba przesadziłam z tym miesiącem. Mój mózg odmawia mi dziś posłuszeństwa. Żeby nie pogorszyć sytuacji, to po prostu przytuliłam siostrę. Tak siostrę. Może ma inną matkę i tatę, ale traktuje ją jak siostrę. Na początku nie mogłyśmy się porozumieć, a teraz mamy dobry kontakt. Mam nadzieję, że już taki będzie do końca naszych dni.
- Proszę nie płacz. Coś mówili, że nas odwiedzą po tygodniu, a potem my możemy ich odwiedzić - skłamałam, żeby poczuła się lepiej.
- To super - od razu ożywiła się. Rozmawiałyśmy przez kolejne trzy godziny. W pewnym momencie nie wyrobiłyśmy ze śmiechu i tak głośno, to robiłyśmy, że pielęgniarka przyszła nas uciszyć. O 18:30 zaczęłam zbierać się do domu.
- Odbiorę cię jakoś o 18, bo będę musiała jeszcze coś zrobić ważnego po szkole - powiedziałam i uśmiechnęłam się do dziewczyny.
- Okej. Pa - pożegnała się. Idąc korytarzem usłyszałam, że ktoś próbuje dodzwonić się do mnie. Był to Paul, odebrałam od razu.
- Słucham - powiedziałam.
- Gdzie jesteś? - spytał. Był jakiś podenerwowany.
- U Amandy. Coś się stało? - spytałam zmartwiona.
- Liam jest w szpitalu - powiedział, a ja zamarłam.
- Jak to? Co mu się stało? Jakim cudem? Boże, co mu jest? - zadawałam pytania.
- Czekaj przed szpitalem. Przyjadę po ciebie i ci wytłumaczę wszystko - powiedział i rozłączył się. Schowałam telefon do torebki. Moje ciało osunęło się po ścianie. Siedziałam na korytarzu szpitalnym i płakałam. Nie mogłam ich powstrzymać. Kochałam go cholernie i nie przeżyłabym, gdyby coś poważnego mu się stało, a przede wszystkim umarłby. Z wielkim trudem wstałam z podłogi i zaczęłam iść w stronę wyjścia ze szpitala. W tym samym czasie, gdy wyszłam, to Paul podjechał. Szybko wsiadłam do samochodu.
- Co mu jest? - załkałam.
- Pobił się - oznajmił. Co? Mój spokojny Liam pobił się? Chyba mam coś ze słuchem.
- Ale jak to - wyszeptałam i rozpłakałam się.
- Nie płacz. Zaraz będziemy na miejscu i wszystko ci wytłumaczy - pocieszył mnie. Mam chociaż pewność, że jest przytomny. Odetchnęłam z ulgą i przez resztę drogi, mój wzrok był skupiony na widokach za szybą. Mężczyzna zaparkował samochód, a ja wbiegłam jak najszybciej, bo chciałam już go zobaczyć. Przy recepcji powiedziano mi, że jest w gabinecie lekarskim i mam poczekać na niego przed pokojem, w którym obecnie był. Pielęgniarka wskazała mi drogę. Pod gabinetem czekali chłopcy.
- Co mu jest? - spytałam ze łzami w oczach.
- Ma kilka siniaków, zadrapań, wargę rozciętą i chyba tylko tyle - powiedział Niall.
- Tylko tyle!? Chyba aż tyle. Kto mu coś takiego zrobił i czemu? - spytałam podniesionym głosem.
- Nie denerwuj się. Jak wyjdzie, to ci wytłumaczy - uspokajał mnie.
- Nie możecie wy? To jest jakaś tajemnica do cholery! - mówiłam podniesionym głosem.
- Zanim wszedł do gabinetu, to powiedział, że on ci to wytłumaczy - oznajmił. Właśnie w tym momencie Liam wyszedł z gabinetu lekarza.
- Możemy wracać. Nic mi nie jest - powiedział nie patrząc w ogóle w moją stronę. Na jego słowa prychnęłam pod nosem. Reszta popatrzyła na nas ze zdziwieniem. Ruszyłam do wyjścia. Nie obchodzi mnie już po tym co pokazał. Zachowywał się jakbym tam nie stała. Zabolało i to bardzo. Weszłam do samochodu Paula i pojechaliśmy w ciszy do domu. Narzeczony mamy zauważył, że coś się stało, ale na szczęście o nic nie pytał. Dziękowałam za to, że taki jest. Nie miesza się, pociesza gdy trzeba, wysłucha w razie potrzeby, poradzi w razie problemu. Wiem, że się powtarzam, ale mama ma ogromne szczęście. Po powrocie od razu udałam się do swojego pokoju. Nawet nie przywitałam się z mamą. Chciałam jak najszybciej zasnąć i zapomnieć o wydarzeniach z dziś, ale tylko o tych złych. Torbę rzuciłam na krzesło, po czym od razu skierowałam się do mojego małego królestwa. Postanowiłam wziąć dziś kąpiel. Siedziałam w wannie ponad godzinę. Mogłabym jeszcze dłużej, gdyby nie ciągle pukanie do drzwi.
- Kimkolwiek jesteś, to przestań walić w te drzwi. Zaraz wyjdę! - krzyknęłam do tej osoby. Powoli, nie śpiesząc się wytarłam swoje ciało, posmarowałam balsamem, po czym ubrałam się w piżamę.



 Przeczesałam włosy, od kluczyłam drzwi i wyszłam z łazienki. Na łóżku siedział Liam. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Usiadłam daleko od niego, ale po chwili siedział już przede mną. 
- Co tu robisz? - spytałam nie patrząc na niego.
- Chciałem ci wszystko wytłumaczyć - powiedział. Podniósł mój podbródek, abym spojrzała na niego. Teraz dokładnie widziałam jego rozwaloną wargę. Teraz widoczny był też siniak pod prawym okiem.
- Kto ci to zrobił i czemu? - zapytałam. Czułam jak łzy gromadzą mi się w oczach.
- Jeden z naszych ochroniarzy zaczął cię wyzywać. Mówił, że za tydzień rzucisz mnie, bo znajdziesz sławniejszego i przystojniejszego. Nie wytrzymałem i uderzyłem go. Niestety był on silniejszy i nawet to widać - powiedział i pokazał na swoją twarz.
- Nie musiałeś tego robić, przeze mnie cierpisz - odparłam.
- Musiałem chronić moją dziewczynę. Nikt nie będzie wyrywał jej od ... - nie dokończył. Nie chciałam wiedzieć, co ten typ powiedział.
- Dziękuję - szepnęłam i przytuliłam się do niego. W pewnym momencie syknął, chyba z bólu. Przestraszyłam się i podniosłam jego koszulkę. Jego brzuch był mocno posiniaczony. Spojrzałam na niego zmartwionym wzrokiem.
- Najpierw po brzuchu, a potem po buźce - powiedział z uśmiechem. Nie było mi wesoło, ale odwzajemniłam uśmiech. Chłopak na moją prośbę poszedł się umyć. Postanowiłam przejrzeć TT. Dałam paru fankom chłopaków follow, po czym weszłam na Facebooka. Była dostępna Weronika.
(L-Laura, W-Weronika)
L: Hej. Jak ci się układa z Piotrkiem?
W: Hej. Dawno nie pisałyśmy ... A wszystko dobrze. Jest kochany.
L: Cieszę się, że ci się układa. Jakoś nie miałam czasu, żeby wejść na FB. Jak tam z Marysią?
W: Coraz gorzej. Ostatnio dowiedziała się, że pisałam z tobą i zrobiła mi piekło w szkole, ale Piotrek mnie obronił.
L: Nie poznaję jej ...
W: Ja też nie. Ostatnio chodzą plotki, że się pocięła, bo ktoś widział rany na jej rękach.
L: Jezu ... Biedactwo ... Chciałabym być teraz przy niej.
W: Wątpię, żeby przyjęła twoją pomoc. Muszę kończyć, bo Piotrek przyszedł. Pa
L: Pa. Pozdrów go
Wyłączyłam portal społecznościowy i weszłam na pierwszą stronę plotkarską. Były tam zdjęcia na których widać jak wchodzę wściekła do samochodu Paula, a Li ze smutną miną, idzie z chłopakami do ich samochodu. W oczy rzucił mi się nagłówek : Czyżby Liam Payne stracił swoją ukochaną Laurą White?! Nie mogłam tego czytać. Wyłączyłam laptopa, akurat gdy Li wchodził do pokoju. Położył się koło mnie, a ja wtuliłam się w niego, oczywiście tak, aby nie sprawić mu bólu. Chłopak ucałował mnie w policzek i po chwili zasnęłam.

-----
Heej! :)
Przepraszam za błędy.  Spodobał wam się rozdział?? :)
Zaczęłam już ferie i wyjeżdżam w poniedziałek. Chyba będę miała internet, więc może przez jedną aplikację będę mogła dodawać rozdział. Ale nie obiecuję, bo będę pisała na telefonie, a nie chcę dodawać z wielkimi błędami, które popełniam pisząc na nim. 

 A TERAZ POBIJAMY REKORD!! DO 17 ODŚWIEŻAJCIE!! <3 MUSI NAM SIĘ UDAĆ :) TO BĘDZIE TAKI PREZENT URODZINOWY DLA HAZZY.


NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE HARRY MA JUŻ 20 LAT. KIEDYŚ SŁODZIAK:


A TERAZ CIACHO: 

HAPPY BIRTHDAY HARRY!! <3
OCZYWIŚCIE AKCJA NA TT TEŻ MUSI BYĆ :) 
#HappyBirthdayHarryFromPoland
#20ReasonsWhyWeLoveHarry
#MidnightMemoriesMusicVideo

Liczę na komentarze :)) Do następnego x

~ Julcia

6 komentarzy:

  1. Vuvufydtcfffydyxfyugvuhijojohuftaetuoogxwaaxhjmoudcvbgdcvjjfcvwscghtesgutsfvh zajebiste!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pierwsza ! <3 Aww *.*
    No to tak : rozdział bardzo fajny i wszystko bardzo dobrze napisane.
    Jej *o* Jakie to słodkie, że Liam się pobił z ochroniarzem z powodu swojej dziewczyny ;* Kochany <3
    Bardzo mi się podoba i czekam na kolejny :d

    I chciałabym, abyś zajrzała na mojego bloga i zostawiła swój komentarz . Byłoby mi bardzo miło ! : )
    http://looveeyoou.blog.pl/

    @a_misiek :*** <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział zajebisty:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku świetne! <33
    Biedy Liam :c To słodkie, że pobił się z ochroniarzem ( Ten ochroniarz jest na prawdę beznadziejny! ) aby ochronić Laure *.*
    Haha chłopcy przy śniadaniu haha cały czas się śmiałam ''TYLKO film oglądaliśmy" jase ^.^
    Kocham twojego bloga <333
    Czekam na next ;**
    @Sandra080399

    OdpowiedzUsuń
  5. Ech... Jak zwykle cudownie co tu więcej rzec ? Czekam na nexta <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział :) @marylindelrey

    OdpowiedzUsuń